„W życiu piękne są tylko chwile” – śpiewał Rysiek i niewątpliwie są przeżycia, które zapamiętamy na zawsze. Nie chcieliśmy robić zestawienia, które byłoby powieleniem highlithów z przewodnika, więc postanowiliśmy zebrać momenty, które emocjonalnie wywarły na nas największe wrażenie, wprowadzając niekiedy w totalny szok. A, że zawodowo zajmujemy się uczuciami, to i wpis taki będzie.
Po prostu total! Czyli zachwyt, fascynacja i niedowierzanie, że to naprawdę się dzieje.
Meksykański Dzień Zmarłych – nagle znaleźliśmy się w innym świecie, gdzie duchy mają swoją ucztę, a żywi tworzą barwne korowody, miejsce, gdzie śmierć i wola życia zjednoczyły się w pełni w groteskowym dance macabre.
Przeprawa przez Archipelag San Blas – niepewność, gdzie i dokąd płyniemy; strach przed morzem i łódeczkami jak łupinki, zachwyt nad pięknem natury i co najważniejsze urzekająca kultura oraz tradycje Indian Kuna
Przyroda Kostaryki, Penisula de Osa – mgły nad gęstym lasem deszczowym, barwne ary, płochliwe tukany, kosmate leniwce, głośne małpy i najpiękniejsze wschody słońca.

Spotkanie z kulturą Majów – od malowniczych miejsc kultu i miast ukrytych w dżungli, po tradycyjne wierzenia, medycynę i rzemiosło
Dom Fridy Kahlo – niezwykle kolorowy i radosny, choć pełen cierpienia, które towarzyszyło artystce. Miejsce, w którym rozgrywały się romanse i doskwierała samotność.
Radość:
Morze Karaibskie – za niesamowite odcienie turkusów i błękitu, pierwsze plażowanie i spotkanie z żółwiami, pierwszy snorkeling na rafie koralowej w Belize.
Złapanie fali i utrzymanie się przez całe 3 sekundy na desce surfingowej w San Blas (Nayarit, Meksyk)
Pobyt w Belize i zrobienie warkoczyków, o których Ania marzyła niemal ćwierć wieku.
Smutek:

Odwiedziny północnego Quiche w Gwatemali – gdzie 30 lat temu miało miejsce ludobójstwo Indian Ixil, a sprawiedliwość nie została wymierzona do dziś.
Garifuńskie wioski w Hondurasie – gdzie małe dzieci marzą o butach Nike i emigracji do USA nawet nielegalnej, a dorośli są być może ostatnimi, którzy potrafią powiedzieć „Jestem Garifuna i jestem dumny z moich korzeni”.
Hawana – niegdyś piękne miasto, dziś w znacznej mierze zrujnowana, z sypiącymi się kamienicami i ubogimi ludźmi, borykającymi się z codziennym życiem w reżimowym kraju.
Strach:
Noc na plaży w San Blas (Meksyk), dopiero co naczytaliśmy się o kartelach i transporcie narkotyków, a tu tyle łódek nocą pływa – nie spaliśmy do piątej, nasłuchując czy narcotraficantes nie zamordują nas podczas snu. Rano nasz gospodarz zabił nas śmiechem i wyjaśnił, że to był nocny połów ryb i skorupiaków.
Szaleńcze jazdy chickenbusem w Gwatemali –nie wiadomo czego bać się bardziej, rozklekotanego autobusu, górskich serpentyn czy ułańskiej fantazji kierowcy.
Mała motoróweczka na dużych falach, podchmielony kapitan podczas przeprawy przez Archipelag San Blas z Panamy do Kolumbii i wizja, że my i nasz dobytek wpada do morza…
Złość:

Wulkan Poas – nie ma to jak wybrać jeden, jedyny wulkan do odwiedzenia w Kostaryce, zapłacić za dojazd i wstęp, nie zobaczyć nic i przemoknąć do suchej nitki.
Livingstone – za sterty śmieci na plaży i przekręty na cenach.

Pora deszczowa w Hondurasie – w sumie bez sensu złościć się na deszcz, że pada i na kraj, że nie jest drugim Meksykiem, ale wkurzeni byliśmy, a potem ochłonęliśmy i powstał jeden z najważniejszych dla nas wpisów.
Lęki nerwicowe, których nabawiliśmy się w podróży:
Trzepiemy buty i zaglądamy do nich nawet jak śpimy w pokoju (nawyk z dżungli z uwagi na węże, skorpiony i inne przyjemniaczki), z rozpędu Ania zagląda nawet w klapki.
Zapalając światło, z niepokojem rozglądamy się po ścianach i sufitach czy nic po nich nie biega (czytaj: karaluchy).
Słysząc w comedorze, że został tylko ryż z kurczakiem, żołądek niebezpiecznie podjeżdża nam do gardła
Bliskość i ciepło – za to przede wszystkim dziękujemy naszym gospodarzom

Rodziny kubańskie – za stworzenie prawdziwie rodzinnej atmosfery, troskę, żeby czas upłynął nam jak najlepiej i cierpliwość w uczeniu nas hiszpańskiego.
Hans z Jaibalito – za stworzenie miejsca, które wielu nazywa swoim domem, za dobre serce i skromność, po prostu zwykły – wielki człowiek
Rod i Elzbeth z Belize – za domowy chleb i rodzinne spożywanie posiłków, za ciekawe rozmowy, podczas których przekonaliśmy się jak wiele mamy ze sobą wspólnego.
Chill out:

Mazunte w Meksyku – za piękne wybrzeże, spokój i niesamowity dom pełen sztuki meksykańskiej
Ruta de las Flores w Salwadorze – za miasteczka, w których nic się nie dzieje, nie ma nic do roboty, a i tak jest kolorowo i fajnie
Wyspa Ometepe – bo tu można robić dużo albo i nic, jest niczym wielki plac zabaw, ani najpiękniejsza, ani najciekawsza, a jednak przyjemna.
Co tu dużo mówić… Było fajnie!