Miasto ciężkie do sklasyfikowania, z jednej strony jedno z najstarszych miast Ameryki Centralnej, z drugiej turystyczna baza wypadowa na pobliskie wulkany, z trzeciej miasto w klimacie rewolucyjnym, o czym przypominają murale na licznych budowlach oraz po trzykroć przedziwne muzeum, które odwiedziliśmy.
León Historyczne

Miasto pierwotnie założone u stóp wulkanu Momotombo, jednak w wyniku erupcji, zsotało przeniesione w obecne miejsce na początku XVII wieku. Przez wiele lat miasto pełniło rolę stolicy, rywalizując o ten tytuł z Granadą. Dziś pełne ludzi, samochodów, sklepów, sprzedawców i głośnej muzyki.

Ciężka bryła ogromnej katedry góruje nad wiecznie pełnym życia Parque Central, boczne ulice prowadzą do pamiątek po kolonialnej przeszłości, barokowe kościoły, mniej lub bardziej zadbane skwery i pałacyki miejskie. Zabytki kolonialnej przeszłości niszczeją, tynk gdzieniegdzie odpada, a zatłoczone miasto żyje swoim rytmem. Choć dla miłośników sztuki nie brakuje tu atrakcji – można zwiedzać zabytkowe kościoły, jest obszerna galeria malarstwa z pracami artystów z ostatnich 600 lat. Jednak wszystko to jakby znika w gwarnym i tłocznym charakterze miasta.
León Rewolucyjne

Leon już w XIX wieku uchodziło za miasto postępowe i liberalne, taką opinię ma do dzisiaj. W czasach wojny domowej miasto było głównym bastionem Sandinistów, sympatie te zresztą utrzymują się do tej pory, o czym świadczą liczne propagandowe murale i graffiti, które nadają miastu charakteru. I to nam się chyba najbardziej spodobało, większość czasu, włóczyliśmy się po ulicach, wypatrując kolejnych perełek, co nasunęło nam skojarzenie z Kubą.
Kuriozalne Muzeum

Wspomnieliśmy o Muzeum Legend i Tradycji już wcześniej – wiele figur z masy papierowej w strojach tradycyjnych albo XIX-wiecznych, niekiedy w dziwnych pozach, niestety bez większych objaśnień dla turysty, który chciałby dowiedzieć się coś więcej. Jest tu czołg z czasów wojny domowej, informacja o więzieniu z czasów dyktatury, kolorowe mozaiki, ludowe figurki. Czujemy się jak w surrealistycznym śnie, gdzie nie mające nic ze sobą wspólnego elementy układają się w jaką przedziwną całość, której znaczenia nie rozumiemy, a szkoda… Jako, że mamy potrzebę choć minimalnego ogarnięcia świata rozumem, nadajemy własne znaczenia, obserwowanym obiektom, w ten sposób spotkaliśmy prawie krakowskiego lajkonika, prawie meksykańskie święto zmarłych, a Afrik znalazł potencjalnych kolegów

Zobacz więcej zdjęć w galerii: