Strumień świadomości europejskiej głowy, na temat życia Indian w Amazonii ekwadorskiej – o tradycyjnym podziale ról, byciu cool i o tym, czy turystyka jest taka zła?

Tradycyjnie i z 3 żonami…

Przygotowanie żywności to domena kobiet
Przygotowanie żywności to domena kobiet

Najciekawszą częścią naszego pobytu było patrzenie, jak funkcjonują niewielkie społeczności znajdujące się gdzieś . Na czele każdej społeczności stoi wódz, który podejmuje kluczowe decyzje i reprezentuje swoich mieszkańców – nierzadko krewnych. Rodziny tu są duże, kobiety zostają matkami nawet w wieku 15 lat, piątka dzieci nikogo nie dziwi, a zdarzają się pary, które mają dwa razy więcej. Co więcej, kultura zezwala na wielożeństwo.  Tak jest chociażby w plemieniu Achuar, Shuar i Shiviar Mężczyzna może posiadać nawet siedem żon i jak się dowiadujemy  często zdarza się, że są one siostrami. Każda z nich ma osobny dom, w którym jest odwiedzana przez męża. Każda oddzielnie gotuje i robi chichę dla niego. I, co trudne dla nas do wyobrażenia, nie są o siebie zazdrosne, co przyznają same kobiety.

ekwador selwa comida-12

Ułożony świat, w którym dla każdego jest miejsce i praca do wykonania. I choć patrząc z boku widzimy, że kobiety i mężczyźni potrafią zrobić niemal wszystko, to podział zadań ze względu na płeć, jest zachowany. Panie, zajmują się kuchnią, praniem i pracą w polu (niekiedy z pomocą panów), a mężczyźni polują, łowią, naprawiają i stawiają budynki. Choć jak widzimy, zarówno kobieta potrafi złowić ryby i posługiwać się strzelbą, jak i mężczyzna przygotować pieczeń czy wyplatać koszyki. I patrząc z boku, mamy wrażenie, że choć mężczyźni podejmują się bardziej ryzykownych działań, to jednak kobiety mają ciężej – feministki pewnie powiedziałyby o cichych bohaterkach ogniska domowego i ich niedocenianej pracy. Ale nie wiem czy same Indianki by się z tym zgodziły. Tak było  od pokoleń, każdy ma swoje miejsce w szeregu i mam wrażenie, że w selvie to się sprawdza, czy taki podział zadań sprawdziłby się w mieście? Trudno powiedzieć. Czy zachodni sposób myślenia o uciemiężonej kobiecie jest słuszny? Gdy rozmawiam z kobietami i mówię, że u nas bywa inaczej, że są inne rozwiązania, że dzieci inaczej są wychowywane – czasem nie dowierzają, czasem chichoczą, bo pomysł, że tata dziecka, może nie iść do pracy, aby maluszkiem się zająć wydaje im się szalenie zabawny, czasem kiwają ze współczuciem głową, gdy mówię, że nasze 7 latki, to nie wiedziałyby, jak rozpalić ognisko czy wypatroszyć zwierzę na obiad. Inny świat, ani lepszy, ani gorszy, choć sami tak byśmy żyć nie mogli.

ekwador indianie-7

Chłopcy szybo stają się mężczyznami i tak naprawdę w  wieku 12 lat mogą starać się o narzeczoną.  Oczywiście za pozwoleniem obojga rodziców i przyzwoleniem głównej zainteresowanej. Małżeństwa 14 latków nie należą do rzadkości, choć według prawa ekwadorskiego, to wciąż są dzieci. I podobno rozwodów nie ma… bo ślubów oficjalnych zazwyczaj się nie zawiera. Swój model wielożeństwa Indianie przenoszą też do miast i mężczyzna utrzymuje dwa gospodarstwa domowe i dwie rodziny, chyba, że mu się znudzi, to odchodzi. Zdarza się też, że kobiety odchodzą i układają sobie życie na nowo. Samo życie, niezależne od rasy i miejsca pochodzenia…

Samodzielni

ekwador indianie-2

Ciężkie życie selvy wymusza współdziałanie i dużą samodzielność, co widać chociażby po najmłodszych. Tak więc, jeżeli pięcioletni Tomas dostaje ode mnie ciastko, to w pierwszym spontanicznym odruchu dzieli go miedzy trójkę rodzeństwa, które posiada. Dzieciaki od najmłodszych lat  bez zbytniego strachu rodziców uczą się posługiwać nożem czy maczetą, obserwując starszych i samemu dochodząc do pewnych umiejętności i wniosków. Gdy sobie nie radzę z obieraniem twardej skóry manioku, sześcioletnia Victoria kiwa z politowaniem głową i momentalnie mi pokazuje jak to robić, sprawnie posługując się maczetą.  Z gorzkim uśmiechem na twarzy przypominam sobie zabiegi mojej matki zabraniającej mi grać w noża z rówieśnikami na podwórku, gdy miałem  prawie  10 lat. Zaczynam się gubić w domysłach czy dla nich to jeszcze zabawa czy już praca, a może jedno z drugim.

ekwador selwa irar-39W każdym bądź razie wniosek nasuwa się jednoznaczny, dojrzewanie i rozwój w wymiarze społecznym przebiega tu o wiele szybciej.  Siedzę na brzegu rzeki i obserwuje jak niespełna 10 letni Asebedo wsiada do łodzi z maczetą na plecach i płynie na drugi brzeg rzeki, po czym zapuszcza się w dżunglę. Po jakiejś godzinie wraca z pożywieniem, ściął dwie duże palmy i oprawiając je z kory pozyskał ich jadalną część. Z uśmiechem mnie częstuje odrywając kilka jadalnych włókien chonty- bo tak się nazywa rodzaj tej palmy, której z powodzeniem można używać jako warzywo oraz składnik na sałatki. Chciałoby się powiedzieć, że raczej nie wygląda na takiego, co mu matka kanapki do szkoły robi.  Tu w wielu aspektach możesz myśleć samodzielnie, ale działasz na rzecz społeczności i  dzielisz się wszystkim ze wszystkimi, bez wyjątku, nawet jeżeli ciastko jest małe, a rybak złowił tylko dwie ryby.

Czy turystyka zabija autentyczność?

ekwador indianie-25

Romantycznie brzmi życie w chatce z liśćmi palmowymi i słuchanie śpiewu ptaków do poduszki, można być niemal samowystarczalnym, ale selva nie dostarczy Ci nowych butów, a współcześni Indianie w przeciwieństwie do Cejrowskiego nierzadko noszą kalosze, selva nie da Ci też baterii do latarki, ani benzyny na zasilenie motorku do czółna albo radia do komunikacji z innymi, nie da Ci też książek i mundurka, jeśli chcesz posłać dziecko do szkoły. Na to potrzebne są dolary, które niestety w selvie nie rosną. Leżą pod powierzchnią ziemi i dostęp do nich mają korporacje wydobywające ropę, nie specjalnie przekłada się to na dobrobyt lokalnej ludności.  Indianie zazwyczaj w swoich krajach są na dole drabiny społecznej i ich wpływ na rozwój wypadków w kraju jest ograniczony. Jeśli nie chcą współpracować z przemysłem naftowym albo wtopić się w życie miejskie, to pozostaje turystyka.

Romantycznie to wygląda, ale codzienne życie jest po prostu ciężkie
Romantycznie to wygląda, ale codzienne życie jest po prostu ciężkie

Czy trudno mieć za złe ludziom, że chcą lepszego życia dla siebie i łatwiejszej przyszłości dla swoich dzieci? Mogą żyć jak plemiona nieskontaktowane w głębi dżungli lub próbować się odnaleźć w nowoczesnym społeczeństwie, a na to potrzebna jest edukacja, ubranie i  pieniądze. Dochodzi jeszcze kwestia rasizmu, która wcale nie jest obca w społeczeństwie latynoskim, usłyszeliśmy naprawdę sporo historii o tym, jak można mieć pod górkę, będąc Indianinem.

ekwador indianie-19

Można stwierdzić arogancko, że wykupując wycieczkę, to jest takie „nieautentyczne” i poniżej polskiej backpackerskiej dumy, że to frajerstwo, że wycieczki są dla leniwych, wygodnych i dla żółtodziobów, nie dla prawdziwych podróżników i eksploratorów. Piszę w liczbie mnogiej, może nadmierne uogólnienie, ale nie raz spotkaliśmy się z takimi tekstami i przyznaję, sama też tak myślałam – bez agencji, autentycznie, samodzielnie i w ogóle brzmi bardziej cool, nie? Namiot w dżungli z pająkami ma dreszczyk emocji, nie to, co nudny lodge dla bogatych Amerykanów. Codzienne życie, a nie show dla turysty, polegający na tym, że wetkną sobie piórka w różne otwory ciała i zatańczą. Tymczasem dla wielu społeczności turystyka to jedyne wyjście, aby połączyć możliwość zarabiania z własną tradycją i kolejny powód, by dbać o środowisko.  Czy to źle, że znajdują się odbiorcy na takie usługi, ludzie, którzy chcą show, miłośnicy etnicznej biżuterii czy zwolennicy medycyny naturalnej, i są za to gotowi płacić (niekiedy kupę kasy)? Mi od tego nie ubędzie, a byt wielu rodzin może ulec poprawie. Dochodzi do tego kolejny argument, za ochroną selvy, bo turyści chcą oglądać las pierwotny ze zwierzakami i kąpać się w rzece czy lagunie bez ryzyka dostania wysypki od zanieczyszczeń.

Dziękujemy! Muchas gracias!
Dziękujemy! Muchas gracias!

Prawda jest taka, że mieliśmy niesamowite szczęście, że poznaliśmy odpowiednich ludzi, że zbieg okoliczności pokierował naszą trasą tak, a nie inaczej, że w sumie mieszkaliśmy miesiąc z indiańskimi rodzinami, najpierw Shiwiarów, potem Achuarów. I tu należą się wielkie podziękowania Alinie i Nantu, że wyprawa w głąb selvy mogła dojść do skutku. Bo inaczej, cóż grzecznie zapłacilibyśmy za wycieczkę z „autentic jungle experience”, albo na miejscu, bez agencji poszukali przewodnika, żeby jak najwięcej środków trafiło bezpośrednio do społeczności. Pewnie bylibyśmy krócej, pewnie byłoby drożej, ale staralibyśmy się wyciągnąć z tego jak najwięcej dla siebie, nie brzmiałoby to tak fajnie, ale nie znaczy, że nie byłoby fajnie.  Mało tego, nasze fotki już zdążyły zasilić ulotkę, żeby zaprzyjaźniona rodzina, mogła łatwiej dotrzeć do potencjalnych turystów. Mamy nadzieję, że pomoże to im, choć pewnie znajdą się tacy, którzy widząc ulotkę, uciekną czym prędzej od tej „turystycznej papki”.

No i kiedy jest bardziej "autentycznie"?
No i kiedy jest bardziej „autentycznie”?
Ci sami panowie bez spodni - nie zapłaciliśmy im aby się przebrali ;-)
Ci sami panowie bez spodni – nie zapłaciliśmy im, aby się przebrali ;-)

Osobiście nieco ubolewam, że wiele z naszych polskich zwyczajów i tradycji odchodzi w niepamięć, sporo osób podróżuje, żeby zobaczyć inną kulturę, czy to źle, że ta kultura trwa, bo jest zasilana dolarem? Czy świat byłby ciekawszy, gdyby zarabiając na chleb porzucili swoje piszczałki i koraliki z nasion, zapomnieli o szamanach, sile roślin i wtopili się w latynoskie społeczeństwo? Czy jest nieautentyczny ktoś, kto jest dumny ze swojego pochodzenie, chce ocalić tradycje od zapomnienia i na swoim profilu facebooka ma zdjęcie w koronie z piór, choć na co dzień nosi dżinsy?