Nasz ulubiony region Peru!
To luksus móc wrócić do ulubionego kraju. Gdy ponad 3 lata temu pojechaliśmy do Peru przez 4 tygodnie machnęliśmy ponad 7 tysięcy kilometrów, zahaczając o kawałek Boliwii, nie starczyło nam czasu, aby dotrzeć do Chachapoyas , może to i lepiej, bo pewnie przelecielibyśmy pędem, zaliczyli Kuelap i pognali dalej na złamanie karku, byle więcej, byle dalej. Tym razem było inaczej, tym razem był czas, aby zatopić się w otaczającym nas świecie, nie patrząc nerwowo, że dni mijają, a my tak niewiele przejechaliśmy. Teraz okazało się, że departament Amazonas jest naszym ulubionym regionem tego kraju. Nazwa tego regionu na pierwszy rzut oka wydaje się nieco mylna, bo nasuwa się skojarzenie z selvą, która stopniowo przechodzi w górskie szczyty o wysokości ponad 3000 m n.p.m., a las tropikalny który porasta zbocza gór, zwą tutaj selva alta (dżungla wysoka).

W okolicy Chachapoyas spędziliśmy niemal trzy tygodnie, ze smutkiem opuszczając ten piękny region. Samo miasto z pozoru nic specjalnego, biała, kolonialna zabudowa i spokojne uliczki, niewielu turystów i przemiłe sprzedawczynie na targu. Fajne miejsce na relaks, ani za gorąco, ani za zimno i moc atrakcji oddalonych o godzinę lub dwie jazdy busikiem. Przepadliśmy bez reszty, odkrywając coraz to nowsze miejsca, a i tak nie udało nam się obejrzeć wszystkiego. Co drugi dzień pokonywaliśmy kręte i nieasfaltowane górskie drogi z zapierającymi dech w piersiach widokami, aby odwiedzić tradycyjne wioseczki, ruiny – pozostałość po kulturze Chachapoyas i nacieszyć się kameralną atmosferą. No to przechodząc do konkretów, czemu w okolicy Chachapoyas fajnie jest?
Ludzie i tradycyjne wioski
Turystów niewielu, a mieszkańcy, otwarci i ciekawi nas, tak jak my ich. Odbyliśmy szereg rozmów z cyklu, jak się uprawia ziemniaki , co hodują polscy rolnicy, co się jada i czy w naszym kraju mamy owczą wełnę. Poprzyglądaliśmy się Indiankom, które chyba nigdy nie rozstają się z wrzecionem, przędą wełnę gdy idą po zakupy, pilnują owiec, plotkują z sąsiadkami i gdy wieczór już zapada. Doświadczyliśmy ogromnej serdeczności ludzi, którzy witali nas w wioskach, częstowali jedzeniem, a za tą życzliwością nie szła wcale chęć sprzedania nam pamiątek czy wycieczek. Ot, urok miejsc rzadziej odwiedzanych.

Niektóre miejsca sprawiają wrażenie jakby czas się zatrzymał – wioski z bardzo tradycyjną zabudową, z czerwoną dachówką, z lokalnej cegły i niebrukowane uliczki po których przechadzają się mężczyźni w poncho i kobiety z dziećmi w chustach. Ulubiony przez nas klimat „zadupia” w ładnym otoczeniu, taki, gdzie kondory zawracają, a lamy tyłkami beczą. Co ciekawe, wśród tradycyjnej zabudowy, wciąż nie wypartej przez masowe użycie blachy falistej, nadal można znaleźć formy charakterystyczne dla kultury Chachapoyas, geometryczne zdobienia, czasem okrągłe budynki. W Jalca Grande jest nawet kościół katolicki wybudowany w tym samym stylu co słynna forteca Kuelap.

Kraina Ludzi z Chmur

Nazwę dla kultury regionu nadali Inkowie – Chachapoyas, w języku keczua znaczy tyle co ludzie z chmur, z mgieł, jakich nie brakuje w wilgotnych lasach na zboczach gór. Kultura ta rozkwitła ok. 800 roku, skupiała w sobie klany, które zamieszkiwały obszar dzisiejszego departamentu Amazonas. W końcu zostały one podbite przez Imperium Inków. Wojownicy Chachapoyas jednak zaimponowali najeźdźcom swoją odwagą do tego stopnia, że po podbiciu zostali włączeni do straży przybocznej. Do dziś pozostały antropomorficzne sarkofagi i mauzolea na stromych zboczach górskich i klifach – pozostaje dla nas zagadką jak te wykonane z gliny, drewna i trzciny udało się tam umieścić, nie skręcając przy tym karku.

Podczas zwiedzania Pueblos de los Muertos aż nas ciarki przeszły, gdy po wąskim pasie ziemi przemykaliśmy się tuż nad urwiskiem. I chociaż w zasadzie zostały tam ruiny ruin to i tak jedno z naszych najfajniejszych wspomnień, takie zwiedzanie z bonusem i dreszczykiem emocji, samotnie, 3 godziny pieszo od najbliższej wioski, z wypożyczonym kluczem, aby samemu otworzyć sobie furtkę. Oczywiście najsłynniejsze ruiny regionu to słynna forteca Kuelap zwana Machu Picchu północy i trekking do niej, o czym Wam niebawem opowiemy.
I ta przyroda!

Największą atrakcją przyrodniczą jest Wodospad Gocta – piąty na świecie pod względem wysokości, liczy aż 771 metrów wysokości, a jego dwie kaskady widać z daleka. Ciężko uwierzyć, że został odkryty dla szerszej publiczności dopiero w XXI wieku, podczas naukowej ekspedycji. Jak można „odkryć” widoczny z znacznej odległości wodospad? Otóż miejscowi rzecz jasna wiedzieli o jego istnieniu, ale bali się tam zbliżać z powodu uroku, który miała rzucać piękna blond syrena mieszkająca w wodospadzie. Chociaż wody zbyt wiele nie było pod koniec pory suchej, nie spotkaliśmy też żadnej syreny, nimfy, ani driady, to i tak zachwycił nas jego ogrom i malownicze formy skalne. Jednak to nie jedyna atrakcja przyrodnicza, okolica pocięta jest kanionami rzek, wąwozami i zamglonymi lasami. Zresztą zobaczcie sami!



