Gdy po raz kolejny spadł mi łańcuch podczas jazdy rowerem do pracy, gdy na moście w hałasie i kurzu mocowałam się z moim jednośladem, rozpaczliwie myśląc, że znowu spóźnię się przypomniała mi się ta trasa. Najpiękniejsza, wspaniała, spokojna z niesamowitymi widokami i jakże bezcennym poczuciem, że nigdzie nie muszę się śpieszyć…
Argentyna słynie z boskiego Buenos, Patagonii, steków, tanga i wodospadu Iguazu. O północnej części tego kraju nie wiedzieliśmy nic i nie mieliśmy żadnych oczekiwań. Możecie sobie wyobrazić jak nam opadły szczęki gdy z okien autobusu zobaczyliśmy to:
Nie zwlekając, następnego dnia w Cafayate wypożyczyliśmy rowery i ahoj przygodo! Quebrada de las Conchas, to malownicza kraina wyrzeźbiona przez ruchy tektoniczne, erozję i płynącą w dole rzekę. Mijane widoki nasuwają skojarzenie z Wielkim Kanionem i Dzikim Zachodem. Czerwone i pomarańczowe skały w fantazyjnych formach i jeszcze bardziej pojechanych nazwach; mamy zatem: Ropuchę, Zameczek, Gardło Diabła, Amfiteatr i wiele innych. W sumie 50 km rowerem po Ruta 68 z zapierającymi dech w piersiach widokami. Oczywiście tradycji rowerowego fatum musiało stać się zadość, tym razem – działały hamulce i przerzutki, ale bardzo szybko złapaliśmy gumę