Laguna Perłowa – brzmi bajecznie, więc rozmarzony umysł podsuwa wizje turkusowej wody i poławiaczy pereł.  Przewodnik sugeruje, że jest to miejsce, które koniecznie musisz odwiedzić, by zobaczyć surowe i nieturystyczne Karaiby.  Z pozoru wydawałoby się, że to kolejne magiczne miejsce w karaibskim raju, z pozoru…

Najpierw była droga…

Jechaliśmy długo, zmienialiśmy środki transportu, dotarliśmy w nocy.

Nasz statek dopłynął nad ranem do San Carlos
Nasz statek dopłynął nad ranem do San Carlos

Nicaragua San Juan-1

Potem zepsuł się autobus
Potem zepsuł się autobus

 A co tam zastaliśmy?

Nicaragua Pearl Lagoon-3

Ponure miasteczko z drewnianymi domami, gdzie w zasadzie nie znaleźliśmy nic interesującego i za bardzo nie ma co robić ani gdzie się podziać. Mieszkańcy w większości czarnoskórzy lub Moskitowie mówią językiem angielskim, a kraina ta jest trochę państwem w państwie – tu są Karaiby, nie Nikaragua, jak to z dumą podkreślają. Miłośnicy „autentycznych” doznań pewnie posikaliby się ze szczęścia – są tu skromne, drewniane domki i kolorowe pranie suszące się na sznurach, samochodów za wiele tu nie jeździ, ale drogę przetnie krowa czy koń, czasem jakieś dziecko przemknie na naguska, a czasem słychać jak mąż wydziera się na żonę innym razem sprzedawca Cię miło zagada.

Nicaragua Pearl Lagoon-8

Nicaragua Pearl Lagoon-7

Gruntowe drogi i okoliczne bagna sprawiają, że transport w terenie jest bardzo utrudniony. Ludzie, jak to ludzie – jedne twarze uśmiechają się, inne patrzą na nas spode łba lub zaczepiają po pijaku, jeszcze inne zastygły w bezruchu i tępo patrzą w przestrzeń. Dziwne miejsce, jakieś takie obce, nie mniej próbujemy poznać trochę okolicę. Spacerujemy, odwiedzamy sąsiednie wioski i jakoś nas to nie porywa.

Nicaragua Pearl Lagoon-11

Tak się zastanawiam dlaczego takie miejsce jest wymienione jako „must see”? Czym takie miasteczko różni się od innych miasteczek, w których nic się nie dzieje? Co jest tą atrakcją, że są nieco odmienni kulturowo, że domki z drewna, że to Karaiby (słowo które rozpala wyobraźnię niemal każdego)? Czujemy się niezręcznie, trochę jakbyśmy podglądali tych ludzi, nie mogąc znaleźć własnego miejsca. Co my tu w zasadzie robimy? Do ludzkiego zoo przyjechaliśmy czy jak? O co chodzi? Nie rozumiem fenomenu tego miejsca, nie wiem, może gdyby to było pierwsze spotkanie z Karaibami, to byłby efekt WOW, a tak z zażenowaniem odwracam wzrok, gdy widzę, jak na werandzie kobieta iska swojego mężczyznę, udaję, że nie słyszę awantury, która ma miejsce dwa domki dalej.

Nicaragua Pearl Lagoon-12Gdy w końcu docieramy do jednego z domostw, gdzie doprowadza nas lekko podchmielony młodzieniec, który próbował nam sprzedać kokosa, panuje ospały, pełen obojętności klimat. Nic dodać, nic ująć, normalnie istna zombilandia. Tępy, oniemiały wyraz twarzy i zero interakcji, gdy podaje rękę i zagaduję kolesia siedzącego na werandzie niezgrabnie skleconego domku. Rzekomy brat naszego nowopoznanego towarzysza odpowiada wreszcie beznamiętnym, nosowym „Hi”, po czym znów zastyga w bezruchu jak waran z Comodo. No to zajebiście, myślę sobie, Lonely Planet to naprawdę potrafi uprzyjemnić życie w podróży. Czuje się serio jak na samotnej planecie, o sorry, raczej jak samotny ktoś na zupełnie innej planecie. To Mars czy Karaiby?

A zatem wróciliśmy…

Port w El Rama
Port w El Rama
Przesiadka w środku niczego
Przesiadka w środku niczego

I z tego wszystkiego najlepsza okazała się sama droga, wschód słońca nad jeziorem, wesołe towarzystwo w autobusie, złapana guma, przeprawy łodziami i totalnie zaskakujące krajobrazy plantacji palm i wielkich pastwisk w miejscu, gdzie mapa pokazuje zielono, więc myśleliśmy, że będzie tylko dżungla. Powiedzenie „droga ważniejsza niż cel”, nabrało nowego wyrazu.

Więcej zdjęć w galerii: