Przed naszym wyjazdem mieliśmy dwa marzenia – powłóczyć się po Andach i poznać Amazonię. Na ich realizację przyszło nam czekać rok, bo nie spodziewaliśmy się, że aż tak wolno będziemy podróżować. Amazonia – to słowo od dawna przejmuje mnie dreszczem, mieszanina fascynacji, lęków, co tak naprawdę kryje i arogancji, bo chciałabym poznać wszystkie jej sekrety. Wiedzieliśmy jedno – absolutnie nie chcieliśmy płacić kilkaset dolarów, za autentic jungle experience, gdzie nocujesz w ślicznych domkach i podstawiają Ci posiłki pod nos, a do tego dla turysty się przebiorą i potańczą. Chcieliśmy Amazonię odkrywać po  swojemu, we własnym rytmie i możliwie jak najbliżej tych, którzy tam żyją, aby poznać ich codzienność i zwyczaje. Okazja nadarzyła się tak po prostu – pojechaliśmy z naszymi Amigos do domu jednego z nich. Pierwsze spotkanie z Amazonią nastąpiło w Pastazie, niedaleko Puyo. I choć byliśmy tak naprawdę na samym obrzeżu tego największego lasu świata, to oczarował nas i tylko rozbudził apetyt na więcej.

Jak się poznała nasza ekipa?

ekwador pastaza-20
Od lewej: Alina, Nantu, Piotrek, Guiliana, Wendy, Bożena, Santiago, Ameli, Huri

Alinę spotkaliśmy pierwszy raz w Nikaragui, potem w Kolumbii, by w końcu zamieszkać razem w Otavalo w Ekwadorze. Chica loca, która kupiła sobie koziołka, po czym, okazało się, że ani linie lotnicze, ani DHL nie przewiozą takiego zwierzaka do Europy. Z Bożeną przejechaliśmy pół Kolumbii i nauczyliśmy się od niej, że podróżować można na każdym etapie życia, nawet jak ma się wnuki można być szaloną hipiską i bujać się po świecie. Resztę naszej kompanii poznaliśmy w Otavalo podczas święta Inti Raymi pod… budką z hamburgerami. Bożena znała, Nantu, który był kolegą Santiago, a ten z kolei kolegą Guiliany pół Włoszki, pół Szwajcarki, mieszkającej w Ekwadorze. Razem na spontanie wsiedliśmy do pickupa i pojechaliśmy na obchody święta, ale o tym kiedy indziej.

Czy dżungla jest zawsze taka sama?

ekwador pastaza-1

ekwador pastaza-45

Kilkakrotnie słyszeliśmy już taką opinię i nie możemy się z tym zgodzić. Fakt, w każdej dżungli jest zielono i wilgotno, ale to trochę tak jakby stwierdzić, ze wszystkie góry są takie same, bo nie jest płasko. Byliśmy w selvie, dżungli, tropikalnym lesie deszczowym (jak zwał, tak zwał) nie raz – w Meksyku, Belize, Gwatemali, Kostaryce i za każdym razem było inaczej. W Pastazie dreszczem przejęła nas myśl, że oto stoimy na skraju lasu, który kończy się hen daleko, na wybrzeżu atlantyckim. A mieszkający tam Indianie, zrobili wszystko, żebyśmy jak najlepiej poznali ich dom i ziemie. Okej, to może po nieco przydługim wstępie opowiemy trochę, jak upłynęło pierwsze spotkanie z Amazonią.

Don Francisco

Nocne granie na piszczałce
Nocne granie na piszczałce

Naszym gospodarzem jest Don Francisco Aranada, ojciec Santiago, ich dom znajduje się w dżungli, rodzina posiada ponad 70 hektarów, na terenie których znajduje się też las pierwotny, czyli taki, który nie został poddany ingerencji człowieka. Obok znajduje się budynek mający konwencje muzeum kultur amazońskich i domek z pokojami dla gości.  Muzeum zawiera eksponaty indiańskiej broni oraz rzeźbę i  tradycyjne rękodzieło wykonane w głównej mierze przez naszego gospodarza, który ogólnie rzecz biorąc jest dosyć malowniczą postacią mającą ciekawą historię życia.

ekwador pastaza-8

Ujmując rzeczowo i krótko – były guerillero, który w młodości podburzył trzy lokalne plemiona do buntu przeciwko władzom prowincji Pastaza, artysta-rzeźbiarz oraz w pewnym okresie swego życia curandero leczący ludzi za pomocą roślin. Francisco miał nawet swego czasu pomysł, aby zostać księdzem i pomagać ludziom. Niestety chrześcijańscy misjonarze dopuścili się nadużyć, każąc mu się wyrzec swojej kultury i tradycji, zmieniając mu imię z Caheki na Francisco, i narzucając jak ma wychowywać dzieci. Dawny buntownik mimo zmiany imienia i  nazwiska nie wyrzekł się tradycji, posłał dzieci do szkoły ale głównie po to, żeby przy pomocy lepszego wykształcenia mogły utrzymywać  tradycje i promować kulturę ludu  Shuar. Ogólnie rzecz biorąc wychował dzieci po swojemu. Najstarszy Santiago (Yaun Suppai) mimo konta na fejsie oraz levisów nosi się dość tradycyjnie – przebite uszy, włosy do pasa i  często używa farby do twarzy.

ekwador pastaza-15

W blasku ognia

Gotujemy w sposób tradycyjny
Gotujemy w sposób tradycyjny

W domu przebywają też rodzina i przyjaciele – tak poznajemy Huri, który należy do plemienia Zapara i na pierwszy rzut oka, jego fizjonomia różni się zasadniczo od potężnie zbudowanych Nantu i Santiago. Chłopak jest bardziej szczupły, ma bardziej pociągłą twarz i ostrzejsze jej rysy. W blasku  ognia przyglądam się wszystkim z fascynacją i może głupio to zabrzmi z ust faceta, ale dla mnie są piękni…. Piękni w swym dzikim wyglądzie, ruchach i zręczności z jaką robią różne rzeczy. A Ameryka jest pełna różnorodności, zarówno kulturowej jak i przyrodniczej, więc  relacje opisujące Amerykę jako jednolitą, uznaje za wierutne bzdury.

Żeby zrobić poranną kawę, trzeba rozpalić ogień.
Żeby zrobić poranną kawę, trzeba rozpalić ogień.

Ale wracając do tematu, skończyłem na ogniu, to przy jego blasku gotujemy i spędzamy wieczory.  Czasem jest trudno, ale jego magia nas wciąga, a mistrzostwo żony Huriego, Wendy, napawa podziwem. Dziewczyna operuje przy palenisku nastawiając i doglądając trzy gary równocześnie, patrosząc ryby lub zawijając mniejsze w liście i susząc je obok rusztu. Sprawnymi ruchami pokrywki zmienia kierunek ognia, a w miejsca , gdzie słabiej się pali pod jakimś garnkiem dorzuca drewna. Nagle te same znane potrawy nabierają innego smaku. Francisco przypomina nam, że możemy kupić gaz do kuchenki w Puyo, ale nikt nawet o tym nie myśli bo ryby, ryż czy jajka  smakują wyśmienicie, a ogromne zielone liście odpowiednio zwinięte służą za naczynie do duszenia potraw lub jako talerze.

gaz do niczego nam nie potrzebny
gaz do niczego nam nie potrzebny

Czółno się kiwa

ekwador pastaza-26
Alina i Nantu nie mają problemu z równowagą :-)
ekwador pastaza-25
Na rzece Puyo

Czółno, choć nadeszła cywilizacja, to wciąż jest w użytku, nasze jest z cedru, a wykonanie go zajęło dwa miesiące. Choć jest ciężkie, na leniwym prądzie rzeki kiwa, przyprawiając Anię o palpitacje serca, że zaraz z aparatem fiknie do wody. Chłopaki jednak wiedzą co robią i sprawnie sterują. Dobijamy do brzegu, gdzie Santiago prowadzi nas w las, opowiadając o bogactwie puszczy – znajdziecie tu rośliny, które można zjeść, których można się napić, a także całą gamę lekarstw na wszelkie dolegliwości – od zatkanego nosa zaczynając, a na raku kończąc. Nie brakuje też halucynogenów, zażywanych przez szamanów przy niektórych rytuałach. Niektóre z roślin mają różnorakie zastosowanie, dziś wspomnimy jedynie o czymś, co przypomina wyglądem i smakiem rabarbar. Santiago nazywa go jungle coca cola, a po wyssaniu soku z łodygi, służy też jako szczoteczka do czyszczenia zębów.

Myj ząbki co rano :-)
Myj ząbki co rano :-)

Spotkanie z szamanem

ekwador pastaza-32

ekwador pastaza-31

W końcu dochodzimy do chatki szamana – brata, dziadka Santiago. Nie tego się spodziewaliśmy. Na uboczu w lesie stoi drewniana chatynka z paleniskiem, pałętają się kury i koty, ale gospodarza nie ma. Santiago wygwizduje głośno i wydaje dzikie okrzyki, aby go przywołać. W końcu pojawiają się cztery chude psy, a za nimi chudy starszy pan w czerwonych spodniach od dresu i bejsbolówce. Serdecznie się z nami wita i częstuje bananami. Gdybyśmy go spotkali na ulicy, nigdy nie wpadlibyśmy na to, że jest łącznikiem między światem duchów i ludźmi. W sumie to fajnie, że człowiek jest naturalny, a nie przebrał się dla nas specjalnie dla show. Limpieza czyli rytuał oczyszczania przebiega sprawnie, gdyż 86 letni pan dziarsko uwija się wokół naszej trójki. Po zakończonej ceremonii udajemy się nad wodospad, aby się wykąpać.

ekwador pastaza-47

Dni mijają szybko, a my powoli zaczynamy się przyzwyczajać i rozbudzać swoje fascynacje przyroda i obyczajami lokalnych kultur. Piękno i bogactwo różnorodnych roślin o zastosowaniu leczniczym powala, rytuały wprowadzają magiczny klimat, nawet jak po oczyszczaniu jhuayusą  obficie wymiotujemy, a olej z kory innego drzewa usuwa moje dolegliwości związane z zatokami. Jest dobrze, rootsowo, dość prymitywnie, ale bezpiecznie. Ufam Francisco oraz Santiago i Nantu, którzy pokazują wszystko i ciekawie opowiadają, zaczynam ufać swojej intuicji i ciału, choć ono przez 4 dni wyczyniało rożne cyrki typu wymioty, plucie, charchanie, to czuje, ze jest dobrze. Taka jest medycyna naturalna, takie są rytuały. Na pewno napiszemy o tym szerzej kiedy indziej. Teraz bardziej chciałem oddać pierwsze wrażenia w zetknięciu z selvą ekwadorską.

ekwador pastaza-27
Nantu chroni się przed słońcem

Wpisów z Amazoni możecie spodziewać się więcej, gdyż dogadaliśmy się z Nantu, żeby odwiedzić jego rodzinną wioskę Ashuarów w głębi selvy. Dżungla może jawić się jako coś przerażającego, wszechogarniającego, pełnego jadowitych owadów, węży, czy zwierzów gotowych pożreć człowieka. Do tego dochodzą mroczne historie o łowcach organów, przemytnikach, dzikich plemionach, czy rabusiach, czyhających na naiwnego turystę. W dawnych relacjach podróżników jawi się jako ziemia niczyja, ziemia bezprawia, szemrane osady poszukiwaczy złota i ich nożowe rozprawy albo opisy malarycznych indiańskich wiosek. Atmosferę podkręcają współczesne relacje, niekiedy podkoloryzowane o trudach podróży. Moja selva śpiewa mi do snu, moja selva żyje, nawet gdy ja śpię i gdzieś głęboko w sobie mam przekonanie, że selva mnie nie skrzywdzi, choć może mnie zabić, przy nieuważnym ruchu. Staram się patrzeć na nią jak Indianie, z szacunkiem i respektem, ale też wiedzą, że to miejsce do życia, jak każde inne, jeśli wiesz jak się poruszać. Ufam, że będzie dobrze.

 

ekwador pastaza-59