Czyli zróbmy sobie młode w wydaniu ekwadorskich zwierzaków.
Głuptaki – patrz jakie mam stópki!
Będąc w Ekwadorze, koniecznie musieliśmy zobaczyć te ptaki. Głuptaki wyglądem przypominają skrzyżowanie mewy z kaczką, a to, co je wyróżnia, to niesamowicie niebieskie nóżki (jeż też odmiana czerwonostopa). W ramach tańca godowego samiec przechadza się w pobliżu samiczki, rozkłada skrzydła, patrzy w niebo i unosi do góry swoje błękitne stópki. To właśnie one są największym atutem – im młodszy i lepiej odżywiony jest ptak, tym intensywniejszy mają kolor. Dla samiczki jest to sygnał, że jest zdrowy, silny i zaradny. Dla nas kupa radości obserwować jak pociesznie chodzi.
Fregaty – podryw na klatę
Mylicie się, jeśli myślicie, że tylko ABSy (Absolutny Brak Szyi) wyrywają panny na klatę. Fregaty bez żadnych siłowni i dopalaczy nadymają się do niemożliwych wręcz rozmiarów. Czerwone podgardle u samca informuje samiczkę, że jest on płodny, a w ramach tańca godowego poza śpiewem i trzepaniem skrzydłami, ptak nadyma się tak, że skojarzenie ze sceną śpiewającego ptaszka ze Shreka wydaje się nieuniknione.
Humbaki – machając ogonem
Zobaczyć wieloryba z odległości zaledwie kilku metrów to niesamowite przeżycie! Od czerwca do sierpnia można obserwować je u wybrzeży Ekwadoru, ogromne cielsko wynurza się tuż przy naszej łodzi. Dorosłe osobniki osiągają długość do 17 metrów i masę nawet 45 ton. Nasza łódź nagle wydaje się taka mała w wielkim oceanie, a niczym nie zrażone wieloryby odbywają swoje gody. Większość zalotów ma miejsce oczywiście pod wodą, jednak niekiedy samce wynurzają się lub rozchlapują wodę swoimi potężnymi ogonami. Mieliśmy okazję zobaczyć samicę i dwóch konkurentów, ale zdarza się, że o jedną damę rywalizuje nawet 40 samców!
A teraz najlepsza część tej historii, aby to wszystko zobaczyć nie musieliśmy wcale udawać się na Galapagos, choć podejrzewam, że spodobałoby się nam taka wycieczka. Zwierzęta mieliśmy okazję obejrzeć na Isla de la Plata, raptem 40 km od brzegu. Czemu taka nazwa? Jedni twierdzą, że pirat Sir Francis Drake ukrył tam swoje skarby (lecz nigdy takowych nie odnaleziono); inni, że szare skały i guano (taka ładna nazwa na ptasie odchody) w blasku księżyca wydają się ze srebra. Sama wyspa mocno zaskoczyła, bo choć otoczona jest wodami, to porasta ją suchy las tropikalny, pełen rachitycznych drzewek i krzaczków, szeleszczących przy każdym podmuchu wiatru czy poruszeniu się jaszczurki.
Na wyspie oprócz głuptaków niebiesko i czerwononogich, można spotkać mewy, fregaty oraz kilka par albatrosów, a w okolicznych wodach zielone żółwie morskie, kolorowe rybki i białe koralowce. Innymi słowy idealne miejsce dla miłośników przyrody z niewielkim budżetem.
Praktycznie:
Jednodniowe wycieczki na wyspę można zorganizować np. w Puerto Lopez i kosztują 30-45$ / osoba.
Cena zawiera transport (w sezonie z postojem na ocenie na oglądanie wielorybów), wycieczkę z przewodnikiem po wyspie, obserwację żółwi morskich, 40minutowy snorkeling wraz ze sprzętem, przekąski i wodę. Wycieczkę załatwiliśmy poprzez Hostel Sol Inn (Puerto Lopez) za 35$ i byliśmy bardzo zadowoleni.