Dlaczego Majowie zbudowali ruiny? Jak zdobyć hamak? Kolejny wpis ogłupiający, tym razem o urokach życia w hostelach i guesthouse’ach. Po prostu cool, funny i amazing.

Gdzie się podziało moje mleko?

No kurde! Wczoraj było pół litra, karton podpisany, robię poranną kawę, a z mojego kartonu, leniwie wypadają dwie kropelki i koniec! Łypię groźnie okiem po hostelowych gościach, szukając winowajcy. Czy to te dwie blondynki, a może przestylizowany koleś z grzywka i iphonem, wszyscy mają miny niewiniątek, kto wie, może to ten brodacz, co się zwinął rano? I nawet nie ma komu podebrać, bo tylko my kupiliśmy mleko, któremu komuś tak zasmakowało. Pół biedy, jeśli to się stało rano, ale jeśli wieczorem, gotując kolację odkrywasz, że ktoś zużył do końca Twój olej, a sklep obok już zamknięty to jesteś bardzo, ale to bardzo zły.

 Tylko jeden hamak

hamak

Chciałoby się odpocząć po dniu pełnym wrażeń albo spędzić dzień leniwie a hamak tylko jeden, w dodatku już zajęty! Niby od niechcenia kręcisz się w pobliżu, patrzysz wzrokiem skrzywdzonego jamnika, a koleś, który leży nie domyśla się, że mógłby już zejść. Czatujesz w pobliżu, a nóż zachce mu się wreszcie do toalety, gdybyś znał numer, zadzwoniłbyś do niego na komórkę, którą zostawił na pobliskim stole, może wtedy się podniesie. Wreszcie wstaje, pędzisz wskoczyć na jego miejsce, a tu zonk – zostawił książkę, aby pilnowała mu miejsca. Z drugiej strony leżysz w hamaku i nie możesz się w pełni zrelaksować, bo zewsząd otaczają Cię tęskne spojrzenia.

Długa droga do łazienki

Być czystym to rzecz zacna, nie zawsze jest to jednak proste. Bywa, że w hostelu jest jedna łazienka na jakieś 20 osób, albo i są dwie, z czego jedna zajęta przez parkę, która poszła się poprzytulać, oszczędzając przy tym na pokoju prywatnym. Może to wyjaśnia tajemnicę dlaczego część backpackerów po prostu śmierdzi.

Gringo getto

Takie bransoletki lubimy, a nie jakieś hostelowe badziewie
Takie bransoletki lubimy, a nie jakieś hostelowe badziewie

Za wysokimi murami hostelu, rozlega się inny świat do przekroczenia którego upoważnia założenie bransoletki i broń Boże ją zgubić, bo nie wejdziesz, chociaż zapłaciłeś za łóżko. Urzędowym językiem jest angielski, jest to o tyle absurdalne, że gdy pytasz o coś po hiszpańsku, to odpowiadają Ci po angielsku, nawet jeśli pracownicy są tutejsi i hiszpański jest ich językiem. Wersja all inclusive w wydaniu backpackerskim, obsługa hostelowa odgaduje życzenia gości, znajdziesz tu i basen i poranną jogę, naukę tańca i lekcje robienia tortilli, a także bar, pralnię  – w zasadzie nie musisz wychodzić poza hostel, z czego część gości skrzętnie korzysta. Fani zbierają bransoletki z tych radosnych przybytków, rekordzistka miała ich nazbieranych niemal do łokcia.

Kuchnia w pełni wyposażona

Może to oznaczać, że na miejscu zastaniesz piekarnik, mikrofalę, blender i nową zastawę, ale może się okazać, że jest jeden działający palnik (z czterech), przypalony garnek, widelec i dwie, wiecznie brudne łyżeczki. Mina po przyjściu z siatą pełną zakupów celem gotowania i zobaczenia stanu kuchni bezcenna, za resztę zapłaciłeś kartą MasterCard.

czasem4

Rozmowy i opowieści przedziwnej treści czyli kulawa gadka przy browarze

Spotkaliśmy ciekawych i inspirujących ludzi, nie przeczę, ale masa gadek hotelowych wygląda na zasadzie: „Skąd jesteś?”, „Długo podróżujesz?”, „Gdzie byłeś?”, są też porównywanki – kto co lub kogo zaliczył (i jednym tchem wymieniane są Chichen Itza, Antigua oraz blondynki i bruneci spotkani po drodze). Swoją drogą dlaczego tyle ludzi mówi, że zrobiło coś – ruiny w Palenque, Granadę, Salwador – czy nikt już nie odwiedza, zwiedza, ogląda, podziwia, spędza czas? Aż mi skóra cierpnie jak po raz kolejny raz słyszę „I did Guatemala”. Zaliczony, zatopiony i pędzimy dalej. Całkiem fajnie też się słucha prób zrozumienia świata, pełnych stereotypów i powierzchownych uwag. Absolutny hit rozmów hostelowych.

Xunantunich, Belize
Xunantunich, Belize

– czemu Majowie zbudowali ruiny?

– To nie były ruiny, tylko miasta, w których żyli ludzie. A, że było to dawno, to zostały ruiny.

– No ale po co im te piramidy, jak to były miasta?

– To były świątynie.

– ????

– Świątynia to taki jakby kościół.

– Rozumiem, cool!

I już życie wydaje się prostsze dla kolesia, który właśnie wrócił ze zwiedzania ruin.

Jesteś z Polski? Cool!

Kto by się spodziewał? Muzeum przy Plaza del Armas - flagi przyjaciół Kuby, w tym Polski
Kto by się spodziewał? Muzeum przy Plaza del Armas – flagi przyjaciół Kuby, w tym Polski

Wiem, że Polska nie jest jakimś imperium, o którym słyszał każdy, ale czasem rozmowy są dość kuriozalne. Przy standardowych pytaniach zapoznawczych nie może się obyć bez:

Jesteś z Polski? Cool (Australijczyk lub Nowozelandczyk) albo Amazing! (Amerykanin) Aaa! Czy ja jestem trzygłowe ciele, żeby się tak podniecać moim miejscem pochodzenia? Oczywiście nazwa z niczym się specjalnie nie kojarzy, ale jest cool, funny , awesome  lub amazing i już.

Często też się zdarza mylenie z Holandią.

– Holand?

– Nie, Poland

– A! Więc jesteście Polakami z Holandii!

– Nie, jesteśmy Polakami z Polski.

– fantastycznie! … A gdzie to jest?

I w tym momencie sobie obiecuję, że następnego Amerykanina zapytam, czy USA to taki kraj, gdzieś koło Meksyku ;-) Pytanie o niedźwiedzie polarne i jak się żyje w kraju komunistycznym też się zdarzyły.

A my? Cieszymy się, że mamy namiot i że pora deszczowa się wreszcie skończyła :-)