Ponoć w stereotypach jest ziarno prawdy, ponoć upraszczają postrzeganie rzeczywistości, gdy nie musimy zastanawiać się nad odcieniami szarości, łatwo wrzucić w szufladkę w mózgu z napisem czarne albo białe i mieć poczucie, że rozumie się świat choć troszkę bardziej.
Ile razy już słyszeliśmy to zdanie, padające w różnych kontekstach, przez mniej lub bardziej nadętych turystów i ekspatów, którzy doznawszy zawodu w jakiejś sytuacji, stwierdzają autorytatywnym tonem, że Latynosi są leniwi. Usłyszeliśmy już, że są leniwi, bo na kawę trzeba było długo czekać, że restauracja, którą wybrali, nie była McDonaldem i na danie dotarło po całych 10 minutach, że nie kupią energooszczędnego autobusu tylko reperują chickenbusa (hmm… szczytna i ciekawa idea w krajach nieuprzemysłowionych, które borykają się z brakiem wszystkiego), wreszcie są paskudnymi leniami oraz grubasami, którzy nie wchodzą na wulkany oraz nie potrafią pływać. Co gorsza, są głupi, bo nie chce im się szukać ciekawostek historyczno – przyrodniczych na temat kraju, z którego przybyłem (a przecież mają dzikusy internet!). Wreszcie ponurym hitem był tekst o ich nieznajomości angielskiego, w kontekście: „Przyjechałem tu pobzykać, bo jest taniej niż w USA, ale jak mam wyrwać laskę, skoro one nie mówią po angielsku”. Tak bezczelny pajacu, mają znać angielski, żeby wiedzieć kiedy przed Tobą rozłożyć nogi. Za każdym razem mówił to biały, zadowolony z siebie człowiek, przekonany o swej kulturze i obyciu światowiec, który przyjechał poznawać, a raczej podbijać nowe ziemie.
„Latynosi są leniwi i niebezpieczni” – mówi ekspat, który choć kolejny rok żyje w hiszpańskojęzycznym kraju, to nadal ma problem z zamówieniem jedzenia, gdy menu nie jest po angielsku, siłą rzeczy nie ma za wiele kontaktu z lokalnymi, bo przecież grozi to utratą życia. Mimo wszystko wierzy, że oni są leniwi, grubi, głupi, niebezpieczni i nie potrafią się integrować, nie potrafią się otworzyć na globalizację, ekologię, nowe technologie i smaki międzynarodowe. Są leniwi, więc mający restaurację białas woli za darmo zatrudniać wolontariuszy, którzy chcą się uczyć hiszpańskiego i po dwóch tygodniach mieć kolejną darmową siłę roboczą zamiast dać pracę komuś, kto faktycznie jej potrzebuje.
Stereotypy powielane w nieskończoność, tysiące kalek zapisane na taśmie filmowej – otyła latynowska i niewykształcona niania / pomoc domowa na nielegalu, głupi i zacofany meksykański rolnik, którego bronią dzielni, biali kowboje na westernach albo gangster bezwzględny i niebezpieczny. Stereotypy, które zapadają w pamięć i których się nie weryfikuje, tylko szuka potwierdzenia dla nich. Fałszywe przekonania i uogólnienia, które pozwalają zachować twarz, po co uznać własną niedoskonałość czy udział (nie znam języka, nie sprawdziłem, jestem w pośpiechu, bo „robię” świat w 3 miesiące) skoro można posłużyć się wygodnym stereotypem?

Widzimy tych „leniwych Latynosów”, widzimy ich każdego dnia, jak wykonują prace w najbardziej namacalnym tego słowa znaczeniu – swoimi dłońmi. Siłą rzeczy pracę mniej docenianą i prestiżową niż 12 korpogodzin nad tabelką w excelu. Te otyłe kobiety, które opierają w rzece ubrania swojej gromadki dzieci, sprzątaczki pucujące na błysk syf, który po sobie zostawili kolejni turyści; mężczyzn, którzy od bladego świtu do nocy jeżdżą autobusami, wreszcie fryzjerów, szewców, sprzedawców. Na wsiach mijamy rolników, którzy obrabiają pole za pomocą dwóch wołów, podczas, gdy ich żony przynoszą drewno z lasu, aby było na czym ugotować obiad. Spotkaliśmy małe dzieci, którym praca ukradła dzieciństwo; sprzedają cukierki, pamiątki, czyszczą buty i zmywają gary. Dzieci, których edukacja skończy się szybko i pewnie nie dowiedzą się tych wszystkich mądrych rzeczy, które można znaleźć w Internecie. Na targu czy w comedorach potrafią uwijać się jak w ukropie całe rodziny, które w niedzielę są pewnie zbyt zmęczone, by pieszo zasuwać na wulkan i uczyć się nowych sportów. Pracy tu dla każdego nie starcza i większość ludzi zamiast gangsterki chwyta się różnych zajęć, byle tylko coś zarobić – widzimy sprzedawców wszelkiej maści cudów, którzy w upale i kurzu chodzą od jednego do drugiego autobusu; rodziny, które noc spędzają na ulicy pod plandeką, by z samego rana rozłożyć swój kramik i móc obsłużyć żądnych pamiątek turystów. Spotkaliśmy starszych ludzi, którzy choć mają wiele lat na karku i obowiązków na głowie poprosili własne dzieci o nauczenie ich pisania i czytania. Widzieliśmy dużo i nigdy nie przyszło nam do głowy, by określić mieszkańców na południe od Rio Grande jako leniwych.

Otyłych też jest sporo – czy to wina lenistwa? Nie sądzę, nie mi oceniać ich atrakcyjność fizyczną na podstawie europejskich standardów. Czy to wina braku edukacji, czy śmieciowego żarcia dostarczanego tu przez wielkie koncerny czy biedy – najuboższe rodziny jedzą tortille z fasolą, a gdy trafia się krowa w obejściu, to bardziej opłaca się sprzedać mleko , by przetrwać; a dzieci na tortillach też jakoś urosną – tylko jakieś takie małe będą i niektóre z pulchnym brzuszkiem.
Jak łatwo jest przenieść kalkę ze swojego świata i oceniać, bo nie spełniają wymogów atrakcyjności i człowieka sukcesu, jaki obowiązuje w miejscu naszego pochodzenia. Tu czas płynie inaczej, z jednej strony hałaśliwy pośpiech i chaos, z drugiej kierowca zatrzyma samochód, by zamienić parę słów ze znajomym, po czym wciśnie gaz do dechy. Widzimy, że tu czas wolny też spędza się inaczej – z innymi ludźmi a nie na modnym samorozwoju i samorealizacji. Bardziej prawdopodobne jest, że Latynos w niedzielę zabierze rodzinę swoim zdezelowanym samochodem na plażę, gdzie siądą, będą jeść, rozmawiać i bawić się na falach niż wybierze się samotnie na jakąś górę, żeby zrobić wyczyn. W wakacje, jeśli ma fundusze odwiedzi swoją matkę czy brata, który mieszka w innej części kraju niż zapisze się na kurs typu „joga w 14 dni dla oczyszczenia umysłu” czy letnia szkoła wspinaczkowa. Czy to jest złe? Dlaczego w swoim własnym kraju ludzie nie mogą żyć po swojemu i swoim rytmem, mając tyle ciała ile im potrzeba?
3 comments on Czy Latynosi są leniwi?
hanus
Zdjęcie z panią sprzedającą w Oaxaca – fantastyczne.
A swoją drogą, fascynują mnie wycieczki typu „Europa w tydzień” czy tak jak piszecie dookoła świata w 3 miesiące. Coś mi się wydaje, że często chodzi tylko o to, żeby wrzucić wrzucić takiego niusa na fejsa…
Friki Afriki (author)
Dzięki Haniu
A co do wycieczek, myślę, że ludzie chcą wykorzystać czas do maksimum, żeby zobaczyć jak najwięcej, jak najszybciej, żeby mieć poczucie, że dobrze spędzili czas, wykorzystali urlop, choć i kolekcjonerów stempelków w paszporcie też już spotkaliśmy (na zasadzie zaliczyć i do przodu, przy okazji wrzucając info na fejsa). Zupełnie nie dla nas, ale co kto lubi.
m
Nie mogę się do końca zgodzić z tą opinią, mieszkam w miejscu gdzie jest wielu latynsów i są oni daleko od biedy z Am. Płd. i nadal są otyli. I do tego są leniwi. Bardzo trudno im znaleźć pracę, mimo że pracy jest dużo, bo są powszechnie znani z lenistwa. nie widziałam pracodawcy który by powiedział – „ach z chęcią zatrudnię latynosa oni tacy pracowici”, wszyscy pracodawcy podchodzą do nich bardzo sceptycznie.
Ale być może Ci którzy pozostali w Am.Płd są inni tego nie wiem