Zacznijmy od tego, że ten tekst miał być 100 wpisem i zostać opublikowany cztery dni temu, problem z tym, że wtedy jeszcze nie był napisany. Wyszło nieco inaczej, więc z małym poślizgiem zapalamy świeczkę naszemu blogaskowi i świętujemy pierwsze urodziny.

Czy blogowanie zabija radość podróżowania?

Spać czy pisać? - Oto jest pytanie! fot. Bożena Zielińska
Spać czy pisać? – Oto jest pytanie! fot. Bożena Zielińska

„Jedziesz z komputerem? Masz konto na facebooku? Korzystasz z internetu w trakcie podróży? To  Twoja podróż nie jest prawdziwa, odcinasz się od otaczającej rzeczywistości, mniej przeżywasz, to co jest dookoła.” Takie i inne kuriozalne stwierdzenia zdarzało nam się słyszeć w ostatnim roku. I szczerze mówiąc, nie rozumiem czemu fakt zaglądania do internetu miałby odcinać od rzeczywistości, a czytanie ciekawej książki już nie. Czemu spisywanie wspomnień w Wordzie miałoby być naganne, a w zeszycie jest w porządku. Każdy kształtuje swoją podróż tak, żeby jemu było najlepiej, my nie jesteśmy tutaj wyjątkiem. Z blogowaniem w podróży wiąże się problem z regularnością pisania, dostępnością i jakością internetu oraz czasem, którego paradoksalnie na pisanie wcale nie ma tak wiele. Zawsze jest dylemat czy się wyspać, czy może lepiej załadować zdjęcia w nocy? Czy zatracić się w chwili i dłużej posiedzieć na placu, słuchając lokalnych grajków czy może lepiej już wracać i skończyć rozpoczęty wpis? Czy odpuścić sobie, a może zapłacić za kolejną noc i zostać dłużej tylko po to, by pojawiła się nowa notka i przygotować zdjęcia? Ciężko znaleźć jest złoty środek i to, co powstało do tej pory było mieszaniną spontanu, pracowitości oraz niekiedy pójściem na kompromisy z samym sobą – bo z jednej strony w głowie pomysły na kolejne 15 wpisów, a z drugiej droga wzywa i chcemy chłonąc miejsca, nie zamieniając się przy tym w przygarbione nad komputerem humanoidy odprawiające litanię w intencji szybkości internetu i irytujące się, że pada deszcz, a wi-fi poszło gdzieś, gdzie świeci słońce. Z tego też powodu, nie możemy zdeklarować się, że powstanie ileś wpisów tygodniowo, albo, że pojawią się w określone dni tygodnia, choć staramy się być w miarę regularni.

Ile zarabiamy na blogu?

Nic ;-)
Nic ;-)

To pytanie zadawano nam nie raz, odpowiedź jest banalna, ani złotówki, za to ponosimy koszty od domeny i hostingu, poprzez dłuższe niekiedy pobyty w miejscach z internetem, a na dodatkowych litrach kawy (niezbędnych dla nas do pracy twórczej) kończąc, ale nie narzekamy, bo lubimy to robić. I prawda jest taka, że nie planujemy na blogu zarabiać – to nasza wirtualna, wakacyjna przestrzeń, gdzie jest miejsce na to, co nam w duszach gra i co matryca aparatu zapisała, a nie pole do stresów, czy poszło, jest popularne, może się sprzedać czy nie. Nie planujemy zostać rekinami blogosfery, czyli pewnie według takiego Kominka (Piotrek: jaki kominek? To jakieś powiedzenie jest?), jesteśmy frajerzy. Luz, niech i tak będzie.

Podpatrując innych…

Przed wyjazdem Ania czytała w miarę regularnie jednego bloga podróżniczego (Los Wiaheros) i od czasu do czasu zabłądziła gdzie indziej, a Piotrek…. (hmmm… czy Piotrek wiedział co to jest blog w ogóle?). Gdy założyliśmy swojego, to w pewnym momencie zaczęliśmy (OK, tylko Ania) maniakalnie szaleć po internetach, żeby zobaczyć „jak oni to robią” albo poczytać blogi pisane z trasy podobnej do naszej. Z czasem to jednak zaczęło męczyć. Uwierzcie, że nie ma nic gorszego niż mieć prawie ukończony wpis i zobaczyć, że ktoś już to napisał i nawet tak samo zatytułował, ale ma ładniejsze zdjęcia albo lepszą polszczyznę albo mądrzej mu to wyszło. Ło matko! Ile rozpoczętych tekstów wyleciało do kosza tylko dlatego, że mój wydał mi się już nie tak fajny. Wiem, że jak poszukasz, to zawsze znajdzie się ktoś ciekawszy, mądrzejszy, bardziej doświadczony, bardziej popularny, kogo się podziwia albo po cichu zazdrości. Teraz rzadziej zaglądamy na blogi z Ameryki Łacińskiej, bo jednak chcemy mieć pierwsze własne wrażenie, a nie patrzeć na nowe miejsce przez pryzmat tego, jak zobaczył je ktoś inny i nie czuć skrępowania, że dane miejsce opisano tysiąc razy – dla nas jest ono po raz pierwszy.

Może przed nami było tu wielu, ale dla nas to jest pierwszy raz.
Może przed nami było tu wielu, ale dla nas to jest pierwszy raz.

Nie nadążamy…

Nie znajdziecie u nas filmów, instagrama, tweetera czy co tam jeszcze powinno być. Aczkolwiek teraz ponoć bez social mediów, nie da rady zaistnieć. Całe szczęście, że nasze realne byty są dla nas wystarczające, bo jak to się ładnie mówi „na budowaniu swojej marki w Internecie” to się kompletnie nie znamy. I niekiedy nas zaskakuje co zdobywa popularność, a co nie, co zainteresuje, a co zostanie olane – paradoksalnie sympatie Czytelników, nie zawsze pokrywają się  z tekstami, które dla nas z kolei są najważniejsze czy najlepsze. Może ma na to wpływ godzina, o której pojawia się wpis, dzień tygodnia, zdjęcie, wstęp, temat… No totalnie nie jesteśmy w stanie przewidzieć i nawet nie będziemy próbowali.

Gdzie się podziały komentarze?

To pytanie zadajemy sobie od dłuższego czasu i to, co nas zaskoczyło, to, że po zmianie szablonu, rzadziej ktoś coś skomentuje. Wiem, wiem, my też byliśmy onieśmieleni, jak z darmowej skórki przerzuciliśmy się na ładniejszą, ale… nie wstydźcie się! Brakuje nam informacji zwrotnych, jak to się ładnie w psychologii nazywa. Piszemy nie tylko dla siebie, ale i dla Was, i chcielibyśmy wiedzieć co Wam się podoba, a co nie, co jest interesujące, a może coś jest tak beznadziejne, że lepiej zrobiłaby konstruktywna krytyka niż milczenie. Bo z lajkami na facebooku, to jest ten problem, że w zasadzie to nawet nie wiemy czy dana osoba zajrzała na blog, czy po prostu ładna fotka była, albo tak się kliknęło między zdjęciem puszystego kotka, a fajną piosenką, którą ktoś wrzucił na portal.

Szukając kadrów... fot. Bożena Zielińska
Szukając kadrów… fot. Bożena Zielińska

Polecamy:

I na koniec chcemy Wam polecić blogi, które odkryliśmy w ostatnim roku i z ogromną przyjemnością tam zaglądamy:

Amused Observer – Monika była w wielu miejscach i to zawsze jest niespodzianka, o czym będzie kolejny wpis. Ogromnie cenimy sobie różne przemyślenia i głos rozsądku autorki na temat podróżowania jako takiego.

Habli Babli- Gosię i Mariusza spotkaliśmy w Palenque, ich podróż już się skończyła, ale jest blog pełen ciekawych artykułów i świetnych zdjęć. A my czekamy na więcej!

Bolivia in my eyes -  prawdziwa kopalnia wiedzy o Boliwii i tamtejszym życiu plus informacje o ciekawych miejscach; już wiemy, że na ten kraj niepotrzebny nam przewodnik, po prostu przestudiujemy blog Danuty.

Cyfrowi Nomadzi – czyli Yusti i Bartek samochodem przez Ameryki, blog założony niedawno, a my podpatrujemy jak można pogodzić podróżowanie z pracowaniem, codziennym życiem i posiadaniem psa. Może jak ich pochwalimy, to częściej będą pisać ;-)

Kończąc ten wpis chcielibyśmy zaznaczyć, że wszelkie gratulacje, sugestie, zapotrzebowanie, opinie i konstruktywna krytyka są bardzo mile widziane.