Topes de Collantes (góry Escambray)  są osiągalne jedynie dla bardzo sprawnych kolarzy na bardzo sprawnych rowerach górskich, a o nie to ciężko na Kubie. Jedziemy taksówką, która wiekiem zdaje się być bardziej zbliżona do Piotra niż do mnie, w połowie drogi (czyli po 9km) robimy postój, aby kierowca mógł dolać wody pod maskę i schłodzić silnik, chwila wietrzenia i już możemy jechać dalej.

Droga wije się, co chwilę, wznosi i opada, a kąt nachylenia przewyższa wszystkie górskie drogi, które udało mi się widzieć kiedykolwiek. Kierowca sprawnie omija dziury, koleiny, zmienia biegi, a czasem jedzie na zupełnym luzie. Nie wiem z jaką szybkością się przemieszczamy, bo prędkościomierz nie działa, po cichu zastanawiam się czy chociaż hamulce są sprawne, bo droga nie dość, że wąska, stroma i kręta, to bez żadnych barierek. Szczęśliwie docieramy na miejsce.

Jaskinia La Batata

Po godzinnej wędrówce nagle las kończy się, a niewielki strumyk prowadzi nas wprost do jaskini La Batata o fantazyjnych formach z małą kaskadą wody i dwóch maleńkich bajorkach, w których można się wykąpać. Jesteśmy zupełnie sami.

Jeziorko w jaskini

Innych ludzi spotykamy dopiero po drodze do wodospadu, który choć pięknie położony, trochę rozczarowuje, zapewne w pełni pory deszczowej robi bardziej imponujące wrażenie, bonusem jednak jest to, że po wędrówce można się schłodzić w jeziorku pod wodospadem. Czyli po kubańsku piscina natural.

Piscina natural - naturalnie, że skorzystaliśmy
Piscina natural – naturalnie, że skorzystaliśmy

Niestety po kąpieli trzeba się jeszcze mozolnie wspinać pod górę przez ponad godzinę, a choć jest już prawie 19 upał nie odpuszcza. Za to jaka satysfakcja, gdy się wreszcie wgramoliliśmy na górę!

Już prawie koniec podejścia!
Już prawie koniec podejścia!