O kolumbijskim „małym co nieco” od śniadania zaczynając…
O kuchni nie pisaliśmy już bardzo dawno. Przyczyn tego stanu rzecz y jest kilka – po pierwsze naprawdę nie lubimy potraw z Ameryki Środkowej, po drugie, jak już dorwaliśmy coś smacznego (czytaj zupę ze skorupiaków), to wsuwaliśmy jak zahipnotyzowani, zapominając zrobić zdjęcie. Najwyższa pora nadrobić ten stan rzeczy o napisać trochę o kolumbijskim jedzeniu, które w naszej ocenie waha się od przepyszne do fatalne, w zależności od tego kto je przyrządza i co jemy. Ale po kolei…
Śniadanko
Jeśli nie jesz na ulicy, to tradycyjne śniadanie najprawdopodobniej będzie zawierało jajka wedle upodobania – sadzone lub jajecznicę z cebulą i pomidorem. Do tego dostaniesz arepę, czyli coś między plackiem a chlebem, na bazie kukurydzy. W ogóle z arepami to ciekawa sprawa – mogą mieć różne kształty, grubość i zasadniczo różnić się smakiem. Najlepsze jakie jedliśmy, to te przygotowane przez domowe gospodynie – świeże, lekkie i mało tłuste. Arepę zazwyczaj nadziewa się serem campesino, biały, w smaku nieco przypomina coś między bryndzą albo białym krowim serkiem.
Po śniadaniu kawa albo czekolada na gorąco.
Czekolada, to po prostu napój jak kakao, z kawą to w ogóle ciekawa sprawa. Zacznijmy od tego, że w miejscach nieturystycznych po południu w ogóle nie sprzedają w restauracjach kawy! Wtedy z odsieczą przybędzie Ci uliczny sprzedawca tinto. A co to tinto? To kawa drugiego sortu (generalnie taka dominuje w Kolumbii), gotowana z wodą w garnku i potem przedzecana lub od razu przelewana przez filtr. Jest słaba i potwornie słodka, ale za to tania. Jeśli chcesz naprawdę dobrą kawę, to niestety musisz pofatygować się do droższej kawiarni, tam w ramach rekompensaty poniesionych kosztów mogą wyczarować Ci nawet misia na piance z mleka czy inne serduszko.
Przedpołudniowa przekąska
Ulice kolumbijskie nie dadzą Ci umrzeć z głodu. Przed południem natkniesz się na wielu sprzedawców arepy oraz innych wynalazków bazujących na kukurydzy np. bonuelki, które smakują jak pączęk z kukurydzy. Wśród przekąsek ulicznych możesz też trafić na panierowane jajka – z całą pewnością nie są to dania dla osób dbających o figurę.
Gdy szukasz czegoś lekkiego, rozejrzyj się za straganem z owocami, uśmiechnięte sprzedawczynie mają już przygotowane porcje arbuzów, ananasów, papai i innych owoców, możesz trafić nawet na kolumbijskie truskawki. Generalnie warzywa i owoce to po prostu odjazd – soczyste i pyszne!
Obiad, czyli nie jest tak źle, jak mogłoby być
Typowe almuerzo w taniej knajpce, nie różni się specjalnie od kuchni Ameryki Środkowej, czyli ryż, kawał mięcha lub ryby i sałatka, do tego zazwyczaj tajadas lub patacones (czyli smażone platany) albo porcyjka fasoli czy juki. Innym słowem bywa całkiem różnorodnie, ale niekoniecznie pysznie. To, co jest niewątpliwym plusem, to, że obiad w cenie ma zazwyczaj zupę (ostatnią zupę spotkaliśmy w okolicach Salwadoru) i napój. Często też używają kolendry (którą uwielbiamy!). Na wybrzeżu ryż może być wymieszany z kokosem.
Ciekawą sprawą jest banan, a raczej platano – tu nie kroi się go, ale często miażdży i powstaje z tego ogromny bananowy chips lub kilka mniejszych.
Oprócz tego Kolumbia oferuje sporo innych dań np. cazuela de frijoles (czyli gulasz z czerwonej fasoli i mięsa), tamale (masa kukurydziana w liściach bananowca) i całkiem pokręcone zupy od tradycyjnej sancocho (rosół często z bananami, ziemniakami lub juką, warzywami i kukurydzą) po najdziwniejszą, jaką trafiliśmy, czyli mleczna z jajkiem na miękko, serem, bułką i górą kolendry. Jednak absolutnym hitem okazały się pyszne pstrągi z Salento – zapiekane z sosem.
Na popitkę
Sok to nie taka oczywista sprawa, bo mianem tym określa się zarówno świeżo wyciśnięte pomarańcze, jak i koktajle owocowe na bazie mleka lub wody z dużą ilością cukru, które są pyszne, ale koło soku to w ogóle nie stały.
Na słodko
Może nam to w poprzednich krajach umknęło, ale w Kolumbii niesłychanie popularna jest panela, czyli cukier z soku trzciny cukrowej, sprzedawana w twardych krążkach i tak twarda, że niekiedy trzeba użyć siekiery, aby odciąć kawałek. Panelę często dodaje się do napojów, co nadaje im aromatu.
Tradycyjne słodycze to absolutny hardcore i jecie na własną odpowiedzialność. Naprawdę próbowaliśmy podejść do tematu rzetelnie, ale żadnego zakupionego przez nas łakocia, nie dało rady zjeść, do końca, bo był słodki jak ulepek.
Inna kwestia to wyroby cukiernicze, jeśli chodzi o ciastka i chleby szału nie ma (nawet zwykły chleb jest słodki!), ale zdarzają się wyjątki od reguły np. pyszne wypieki na rynku w Baricharze. Naleśniki na słodko są za to przepyszne.
Kolacja na ulicy
Gdy zmrok zapada na ulicy zaczynają królować różne dania, które sprzedawcy przygotowują na Twoich oczach. I tak masz do wyboru poza wszelkiej maści arepami nadziewanymi mięsem, hamburgery, pizzę na kawałki, hot-dogi oraz najlepsze z tego wszystkiego szaszłyki. W wersji na bogato szaszłyka możesz zjeść z pieczonymi ziemniakami lub juką.
Jeśli jesteś Wege…
To jesteś biedny… W przeciętnej knajpce masz małą szansę znaleźć coś dla siebie, ewentualnie spaghetti w wersji Latino albo pizzę wegetariańską, większość zup też będzie na bazie mięsa. Knajpy wegetariańskie (polecamy Krysznowców) są w turystycznych miejscach i większych miastach. W comedorze przy zamawianiu zestawu obiadowego bez mięsa sprzedawcy rzadko idą na rękę i obniżają cenę. Na pocieszenie dodamy, że warzywa i owoce są tak przepyszne, że co nie wrzucisz do garnka, wyjdzie Ci smacznie. A przy samodzielnym gotowaniu i bazowaniu na lokalnych składnikach danie możesz zrobić nawet za niecałego dolara.