O małych chwilach…
Ważne są w życiu te chwile na które, czekamy. Ważne są w życiu te chwile, których jeszcze nie znamy– śpiewał Grechuta. Otóż nie! Ważne jest tu i teraz. Nie trzeba wyjechać na koniec świata, by docenić urok małych chwil, nie mniej w podróży, mamy wreszcie czas i wolne głowy, by się nimi rozkoszować.
San Blas
Byliśmy w San Blas jakiś czas temu, właściwie nic ciekawego nie robiliśmy, żadnych spektakularnych zabytków, widoków, potraw, niby nic ciekawego, ale był to dla nas świetny czas. Po prostu zwolnić i rozkoszować się codziennością, poranną kawą, spaniem na plaży i szumem oceanu. Czytać leniwie książki, trochę pogotować, spróbować surfingu, pogadać z mieszkańcami. Szereg małych, pozornie nic nie znaczących chwil – naszej meksykańskiej codzienności o smaku bananowego chleba i lodów owocowych. Bez spinki, bez poczucia, że musimy gdzieś być, coś zobaczyć, coś napisać…
Naprawdę dobry czas. W Polsce niekiedy zagonieni pracą czy natłokiem innych zajęć, bywa, że to się zaciera. Człowiek się gdzieś śpieszy, coś musi, coś obiecał i przytłoczony nawałem zobowiązań, nie zauważa małych – wielkich rzeczy, że wiatr miło szumi w koronach drzew, że słońce przemieszcza się po niebie co godzinę zmieniając kolory otoczenia, że pani sprzedająca lody zmieniła fryzurę. Miło jest zapaść się w fotelu z dobrą kawą i patrzeć na pelikana, którego gospodarze trzymają w hostelu. Przyglądać się, że jak śpi, to jest niezłym joginem, bo kładzie szyję na plecy, a dziób spoczywa na brzuchu. Fajnie jest zatopić się w sobie i swoich myślach, bez poczucia straty czasu.
W wyśmienitych nastrojach postanowiliśmy też spróbować swoich sił po raz pierwszy w surfingu. Była niedziela i tłumy na plaży. Meksykanie radośnie nas dopingowali lub gwizdali w zależności od tego jak nam szło. A surfing to proszę państwa wcale nie taka łatwa sprawa. Jak fala jest za duża, to spadasz. Jak jest za mała, to też spadasz. A jak już wstaniesz i się uciesznych: „O kurde! Udało się”, to w tym momencie wpadasz do wody. Nie mniej kupa śmiechu była i jesteśmy pewni, że powtórzymy to doświadczenie gdzieś w Ameryce Centralnej. Na luzie. Mamy czas.
Dobrze nam jest z tym, że nie mamy jakieś określonego planu. Ku swojemu zdziwieniu dotarliśmy aż do Mazatlan, chcieliśmy połazić po górach w Durango, ale wszyscy nam to zdecydowanie odradzali (plantacje „roślinek”, chronione przez żołnierzy kartelii). No, ale z Mazatlan jest już blisko na Baja California. Niestety bilety było dopiero na za tydzień. Siedzimy więc sobie w porcie i niespiesznie pijąc kawę i dumamy co by tu zrobić i nagle przybiegła pani z obsługi, oznajmiając, że ktoś zrezygnował, po chwili pakujemy się na prom. Dalszą historię już znacie.
Bywa, że tą sielankę zburzą nie zależne od nas okoliczności. Chcieliśmy przedłużyć nasze pozwolenie na pobyt w Meksyku. Bo podoba nam się bardzo, a Oaxacę i Chiapas nie chcemy zwiedzać w pośpiechu. W tym celu wyszorowaliśmy się dokładnie, ogoliliśmy twarze i nogi oraz ubraliśmy się tak elegancko, jak to tylko możliwe, czyli: Ania – sukienka i sandały trekkingowe, a Piotr spodnie trekkingowe w wersji z długą nogawką i koszulkę bawełnianą. Z dokumentami, kartami i pamiątkami z Kuby (no co? Na Baja California wojskowi chcieli dowód, że naprawdę jesteśmy turystami, więc teraz byliśmy gotowi na wszystko) udaliśmy się do Urzędu Imigracyjnego. I tu pozytywne zaskoczenie, zero czekania, bardzo miła obsługa, tylko ponoć przepisy się zmieniły i nie ma możliwości przedłużenia. Pani poradziła, żebyśmy pojechali do Gwatemali na kawę i wrócili do Meksyku, a powinniśmy dostać 180 dni. No i zagwozdka… Jechać prawie 700 km na kawę? Bez sensu. Jedziemy do Gwatemali, Belize i wracamy do Meksyku jeszcze na trochę.
No więc chwilowo czasu nie mamy, ale niedługo znów będziemy go mieć.
2 comments on Czasem słońce, czasem deszcz…
ołówek
Miła lektura przy porannej kawie, przed wizytą na komisji lekarskiej w ZUS-ie Chwila relaksu przed dołożeniem kolejnego puzzla do systemowej układanki. Pozdrowienia z kraju żółknących liści
frikiafriki
Swoją drogą ciekawe jak wygląda ZUS w Gwatemali (teraz tu jestesmy) i czy takowy w ogóle istnieje. Na razie przeszliśmy dość interesującą wizyte w służbie zdrowia, ale o tym niebawem.
Pozdrawiamy z kraju wulkanów i deszczu