Ciężko oddać w słowach natłok wrażeń, które spotykają nas w Meksyku. Niesamowita paleta kolorów – zieleń tropikalnego lasu i turkus morza, śpiewające ptaki, wilgotność selvy i chili tak pikantne, że bardziej już nie można. Korzystamy z Jukatanu na full, plażowanie przerywając oglądaniem ruin starych miast Majów, kąpielami w cenotach, testowaniem lokalnej kuchni i długimi rozmowami w hostelu. Mamy wrażenie jakbyśmy byli tu już z miesiąc, a minęło dopiero kilka dni.
Podczas przesiadki w Playa del Carmen pierwszy raz zobaczyliśmy morze, zrobiło na nas takie wrażenie, że pobiegliśmy tam z plecakami, cieplutka, turkusowa woda. Nie namyślając się długo wrzuciliśmy plecaki do przechowalni i hop do wody. Prosto z biegu, bez ceregieli i telepania się jak w Bałtyku. Aż nie chce się wyjść z wody-zupełny odjazd
Zatrzymaliśmy się w Tulum, niewielkim miasteczku na wybrzeżu, na południe od Cancun, skąd robiliśmy wypady do ruin Majów w Tulum i Coba, po drodze schładzając się w morzu lub cenotach.
Jeśli chodzi o ruiny, to te w Tulum są pięknie położone, na klifie tuż nad samym morzem. Sam kompleks nie jest zbyt wielki, ale mimo wszystko robi wrażenie. Wśród dawnych świątyń wylegują się iguany, słychać szum morza i ptaków. Ruiny są łatwo dostępne, a pomiędzy poszczególnymi budynkami zapraszająco wyglądają zielone trawniki. Żałujemy, że upływ czasu zatarł większość rzeźb i dawne polichromie na rekonstrukcjach wygląda to przepięknie, dziś szary kamień – świadek dawnego imperium.
Zupełnie inne wrażenie robią pozostałości miasta w Coba (40km od Tulum, wgłąb lądu). Teren jest ogromny, niegdyś mieszkało tu 55 tyś. osób! Dziś większość budowli jest ukryta pośród zarośli. Niesamowite wrażenie robi niemal 30 metrowa piramida, na którą można się wspiąć. Ku naszemy zdziwieniu, nie rozciąga się z niej widok na miasto – wszystko ukrywa dżungla.
Wśród ruin można też zobaczyć dawne boisko do gry w piłkę. Juega de pelota była popularna zarówno wśród Majów, jak i Azteków czy Tolteków. Gracze podzieleni na 2 drużyny mieli za zadanie przerzucić kauczukową piłkę (wagą przypominającą dobrze znaną z w-fu piłkę lekarską) przez obręcz zawieszoną na wysokości około 2-3 metrów. Używanie dłoni i kopanie stopami było zabronione. Tak więc gracze mieli do dyspozycji łokcie, biodra, łydki. Gra miała charakter rytualny, związana z rytuałem płodności lub jako manifestacja siły wojennej, mogła być też szansą na awans społeczny graczy, którzy byli bardzo dokładnie wybierani. Pozostaje tylko użyć wyobraźni jak w takim upale strzelić gola z biodra, choć kto wie, może Messi by podołał.
Zwieńczeniem naszego pobytu była wizyta w Akumal – wiosce oddalonej o 20 kilometrów na północ od Tulum, znanej z zatoki, w której pływają żółwie. Mieliśmy przyjemność oglądania tych poczciwych stworzeń, pływać obok nich. Niestety aparat nie ma funkcji robienia zdjęć pod wodą, więc podrzucam znalezione w sieci zdjęcie, jak wyglądają żółwie na Riviera Maya. Dla mnie (Ani) wzruszające doświadczenie być tak blisko ogromu bogactwa przyrody.
I na deser Afrik w masce do nurkowania
4 comments on Tulum – ruiny, żółwie i iguany
Filip
!!!! Jakie piękne okoliczności przyrody! i architektury !! Nie pisaliście kilka dni i myślałem że skarbu Majów szukacie.
Afro uważaj żeby cię żółw nie porwał ( może niech Ania na sznurku cię uwiąże przed nurkowaniem ).
Zdjęcia tak piękne że muszę teraz szczęki na dywanie poszukać.
Dzięki!
Jacki
Ziomuś tu wyglądasz jak nasz wspólny znajomy z Elany ŻABA 2
frikiafriki
Do pracy w Elanie raczej nie wrócę – Afrik
Podobieństwo uderzające – Ania
Tamara i Jacek
A my mamy chwilę wolną więc nadrabiamy zaległości lekturowe