4 czerwca o 12.15 rozpoczęliśmy naszą podróż na dworcu Toruń Główny. Peron 1 – nasz peron, to stamtąd jeździliśmy do siebie na randki, tu się witaliśmy, żegnaliśmy, stąd jeździłam na studia. A teraz znowu jedziemy – razem do Warszawy i dalej. Stolica dała nam przedsmak pory deszczowej, było parno, pochmurno, a na koniec lało. Ostatnie spotkania i pożegnania, gorączkowe przygotowania, przepakowywanie plecaków. 

Potem już tylko odprawy, przeloty…

condor
jeszcze tylko 11 godzin lotu

…terminale i odloty, zakończone trzepaniem plecaków na lotnisku w Cancun. Po pomyślnym przejściu odprawy dotarliśmy do Meksyku. Po wyjściu z terminala zaparowały mi (Piotrowi) okulary. Pierwsze wrażenie – fala gorąca i wilgoć oraz napierający tłum taksówkarzy. Nie bez problemów znaleźliśmy nocleg i padliśmy. Od wyjścia na Okęcie do hostelu w Cancun minęły 24 godziny.

Nad ranem nasze brzuszki powiadomiły nas, że w zbliża się pora obiadowa w Polsce… tu natomiast wszystkie sklepy były jeszcze zamknięte. Wśród śpiewu ptaków ujrzeliśmy otwartą aptekę, w której okazało się, że mają jogurty i pierogi (nawet pieróg z szynką był na słodko). Meksykański drug store może mieć różne oblicza ;-)

Pierwsze wrażenie o poranku: ciepło, wilgotno i pada, ale pieróg z truskawką wyborny.

Z dachu hostelu patrzymy na kolorowe śpiewające ptaszki i bujną, ukwieconą zieleń. Czas zbierać plecaki, ruszamy dalej.

taras male
Pierwszy nocleg – widok z dachu